Komentarze: 3
Czy sny przepowiadaja przyszłość? Czy jak sie cos przysni to spelni sie to? Teraz jestem tego pewna ze w 100% w moim wypadku sny znacza cos wiecej. Przdwczoraj mialam koszmar, poprostu okropny. Nie pierwszy raz sni mi sie takie cos wiec wiedzialam ze cos sie stanie. Jechalam do budy jakas niespokojna i przez pól dnia taka bylam. Dopiero na ostatniej lekcji wszystko sie wyjasnilo. Dostalam smsa od mamy ze mielismy pozar w pizzeri. Czytalam to chyba ze dwa razy nawet kazalam kolezance która ze mna siedziała przeczytac to bo normalnie nie mogłam uwierzyć. Chwala Bogu ze skonczylam lekcje. Z nerwów nawet nie wiecz czym dojechalam do pizzeri, wiem tyle ze bylam w jakies 12 minut na miejscu. Przyszłam i szok...caly budynek ociekal woda, wszystko bylo czarne, smierdzialo spalenizna jak cholera a jak zobaczylam brata to juz mi sie odechcialo pytac jak sie czuje bo sama jego blada twarz i podkrazone oczy mówily za siebie. Spytalam tylko jak to sie stalo. Dostalam odpowiedz i wszystko jasne...pracownik. W pierwszej chwili bylam taka wsciekla na niego ze to jego wina ze szok. Chcialam go opierdolic za to ale odpuscilam widzac jego skruszone oczy...Cos pytal sie mnie, bezczelnie mu odburknelam i pojechalam z bratem do sklepu.Po jakiejs godzinie wrócilismy i wzielam sie za sprzatanie. Sprzatalismy, mylismy, jest ciezko ale damy rade cóz musze sie teraz pozegnac z nowym łózkiem i nowymi meblami, lazienki teraz tez nie wyremontujemy;/. Ale to nic. Najgorsze bylo to ze musialam sluchac faceta dzieki któremu jest tak a nie inaczej. Zal mi go bylo wiec wysłuchalam jego przeprosin, powiedzialam co ja o tym mysle, ze to nie jego wina i wogóle. Jakos tak lepiej sie poczulam gadajac z nim w cztery oczy. Chyba wsród nas wszystkich najbardziej bolalo go ze bylam na niego wsciekla i chyba przeszlo mu jak widzial ze mi zlosc przeszla:)...ale mniejsza o to, najgorsze ze wiedzialam ze cos sie stanie, wiedzialam poprostu wiedzialam. Wogóle od paru dni jestem przygnebiona. Nie wiem co mam juz robic, co mam myslec o tym wszystkim. Te ostatnie dwa tygodnie mnie wyczerpaly. Marcin nie daje znaku zycia. Nie wiem co sie dzieje. Powinnam sie juz przyzwyczaic do tych długich przerw miedzy nasza ostatnia a kolejna rozmowa a tak naprawde jeszcze sie nie przyzwyczaiłam. Dobra tydzien jako tako wytrzymuje ale nie wiecej. Kazdy juz ma mnie dosc bo zawracam kazdemu dupe na lewo soba. Nawet z moja misią nie moge sie skumac od paru tygodni. Czyzby wszyscy mieli mnie juz dosyc? Pewnie niedlugo odezwa sie oboje. Misiak powie mi dwa magiczne słowa, przejdzie mi i nawet nie bede miala pretensji ipytan o ta przerwe, z Misia pewnie spotkam sie w weekend pogadamy jak zawsze, popijemy i przejdzie mi. Ale dlaczego teraz mam parszywy humor? Dlaczego czuje taka pustke, tak jakbym cos stracila? Kurwa mać zawsze w takich momentach mialam Anusie przy sobie, bo jako jedyna zawsze wiedziala co mi zrobic zeby mi przeszlo. Przytulila powiedziala pare cieplych słow i bylo dobrze. A teraz?...siedze tu sama, w pieprzonych czterech scianach, nie wiem co robic, slucham Jeden Osiem L "Jak Zapomniec" i sie coraz bardziej dobijam. Moze nie jestem smutna tak jak kiedys ale jakas taka ogromna pustke czuje, jest mi zle z tym...dlaczego jak potrzebuje najblizszych mi osób to ich nie ma? Czy ja tak dużo potrzebuje?- przytulic sie, uslyszec "kocham cie", bedzie dobrze... (???)
P.S tak na marginesie mam dosyc stwierdzen niektórych osób, typu "daj sobie siana, jestes mloda, znajdziesz innego, pewnie cie olał"-to tylko niektóre wypowiedzi, prosze was dajcie sobie spokój bo wcale mi nie ułatwiacie, a przeciez to nie moja wina ze w innej czesci swiata nie ma (napewno) neta i nie moge otrzymac wiadomosci, wiec pozwólcie mi sie dolowac samej, poradze sobie bez waszych komentzry, zbednych zresztą. Pa. Kocham Cię Misiaku:*:*